niedziela, 23 listopada 2014

R.X "Into the wild"

Witam ponownie po małej przerwie. Cieszę się, że liczba wyświetleń wzrosła, chociaż szkoda, że nie komentujecie :c Chciałabym znać waszą opinię, ale cóż. Może wam się do końca nie podoba. Oby z czasem się to zmieniło, bo mam coraz więcej weny :) Oj się będzie działo! Zostawiam was z o to takim krótkim rozdziałem :)
______________________________


Braxton i Shannon zostali do końca dnia i na noc w szpitalu, więc nie było sensu ich odwiedzać. Gdy reszta ekipy wróciła ze spaceru, Jared spokojnie wszystko wyjaśnił i bardzo delikatnie uspokoił Emmę. Sonia resztę dnia spędziła na pracy, a Tomo zajął się muzyką. Wyjął gitarę i jak zawsze gdy miał gorszy dzień zaczął grac swoją ulubioną play listę. Następnego dnia młody Leto wsiadł w busa i pojechał po przyjaciół. Oboje wyszli ze szpitala ze skwaszonymi minami, Olita nie był zachwycony siedzeniem z Leto w jednym aucie, ale musiał przeżyć. Wszystko się w nim buzowało, w żyłach krążyła wściekłość, miał ochotę go zabic, zniszczyć i patrzeć jak cierpi. Ręce mu się trzęsły na myśl o jego słowach. Nie mógł Wierzyc w to, że Sonia mogła go zdradzić, ale gdzieś głęboko w środku coś nie pozwalało mu Myślec, że jest mu wierna. Był zmieszany, chciał odpocząć, ale nie mógł. Wpadał ze skrajności w skrajność i jedyne czego był pewien to swojej nienawiści do Shannona. Samochód zatrzymał się na tyłach sceny, Shannon bez słowa wyszedł z auta i poszedł do garderoby. Olita chciał zrobić to samo, ale poczuł na sobie silną dłoń Jareda.
-Nie rób nic głupiego stary. To były tylko żarty, a wiesz, że Shanny nie zna granic.
-Jasne.- bąknął i wyrwał się z jego uścisku. Poszedł na scenę gdzie czekał na niego Tima, złapał gitarę i przełożył ją sobie przez ramię. Czuł lekki ból głowy, za dużo tutaj chemikaliów – pomyślał.
-Żyjesz stary?- usłyszał głos przyjaciela. Tego mu brakowało, wsparcia kogoś takiego jak Tim. Osoby postronnej i jego najlepszego przyjaciela. To dzięki niemu jest z chłopakami, to on pomógł mu odbić się od dna.
-Marnie, ale żyje.- uśmiechnął się krzywo i zaczął markować najważniejsze chwyty, czuł, że ma sztywne dłonie, całe dwa dni przerwy od gry to za dużo.
-Żeś zadymy narobił. Będziesz się musiał dzisiaj postarać to może ci zapomną. Gorzej z Sonią.
-Ich mam w dupie, tylko ona mnie interesuje.
-No to akurat sam sobie grób wykopałeś.
-Że co?
-Całą noc ryczała. – Olita skrzywił się na te słowa, to było dla niego jak cios w brzuch
-Skąd wiesz?
-Mam pokój obok Tomo, słychać było co nieco, a nie chcieli jej zostawiać samej na dole.-brunet wziął głęboki wdech, nie wiedział co było gorsze. To, że przez niego płakała czy to, że spała u innego. Wydawało mu się, że tracił już zmysły, to było śmieszne, że przez te dwa zdania wczoraj teraz każdą sytuację bierze śmiertelnie poważnie. Nie wiedział totalnie co robić.
-Tim. Co ja mam kurwa robić? – wyrzucił wreszcie z siebie i spojrzał mu w oczy. Brunet w jednej chwili spoważniał, wiedział, że Olita potrzebuje jego pomocy, tak jak 5 lat temu. Wiedział, że ta dziewczyna jest dla niego najważniejsze, a wczorajszy dzień mógł totalnie rozwalić go psychicznie. Znał go jak brata i wiedział, że jego uczucia zawsze są na krawędzi i byle słowo może go załamać. Zwłaszcza na jej temat.
-Wpierw? Pogadaj z Sonią. Wiesz, że Leto lubi pierzyć od rzeczy i wkurzać ludzi. Może wcale cie nie zdradziła?
-To skąd by wiedział jaką ma bieliznę?
-Stary. Jestem twoim kumplem i wiem, że jeśli o nią chodzi to dramatyzujesz. Weź wszystko na spokojnie pogadaj z nią. Nie wierze, żeby ona cie zdradziła.
-Stary, ale co ty byś zrobił na moim miejscu gdy inny pieprzy ci o bieliźnie twojej kobiety, którą ty! Kupiłeś jej na specjalną okazję?
-To samo…- odpowiedział mu smutno i spuścił wzrok.- I przez to ją straciłem. Dla tego ty masz nie popełniać tych samych błędów, rozumiesz?
-Gadasz jak mój ojciec.- Zaśmiał się dla rozluźnienia atmosfery, wiedział, że to ciężki temat dla jego przyjaciela więc szybko go uciął.
-Spierdalaj!- zaśmiał się i dał mu kuksańca.
-No dziewczynki, pudrujemy noski i zaczynamy!- usłyszeli w tle głos Jareda, wszyscy już byli gotowi, Tomo poszedł po gitarę, Jared tak samo i ustawił się przed statywem.
-Później pogadamy.- uśmiechnął się Tim i poklepał go po ramieniu- Nie panikuj mi tylko!- poszedł na swoje miejsce, a Braxton poszedł do głośnika i zaczął ustawiac odpowiednie parametry na początek. W tle było słychać pierwsze uderzenia w werble. Ciśnienie w jednej chwili mu skoczyło. Zacisnął mocniej pieść na gryfie, aż struny zaczęły wżynać mu się w palce. Syknął z bólu i rozluźnił chwyt. Ciągle miotały nim złe myśli. Ogarnij się Oli!- warknął na siebie w myślach i zaczął grać pierwsze akordy.
Wszyscy rozegrali się już na dobre, to była naprawdę ciężka próba. Pierwszy koncert w Polsce, na festiwalu, chłopcy musieli się popisać, po półtora godzinnych ćwiczeniach każdy zszedł ze sceny wyczerpany. Dłonie Olity były sparaliżowane i blade, tak jak jego twarz. Tim rzucił mu butelkę wodę schodząc ze sceny, a ten tylko kiwnął głową, gdyż nie miał siły powiedzieć ani słowa. Wszyscy poszli od razu do garderoby gdzie czekały na nie dziewczyny ze świetnymi informacjami. Sonia siedziała zapatrzona w laptop z bannanem na twarzy, a Emma rzuciła się na Jareda gdy ten tylko wszedł do pokoju.
-Co jest?- zapytał zdezorientowany, a dziewczyna szybko wyprowadziła go na korytarz. Sonia została sama co nieco ją onieśmieliło. Nie wiedziała jak im to powiedzieć, więc powiedziała im to prosto z mostu.
-No kochane dzieciaczki moje! – zawołała wstając- Mamy to! Za tydzień ruszamy na nowo z tworzeniem filmu!
Wszyscy wybuchli krzykiem radości, Tomo rzucił się na dziewczynę i mocno ją przytulił, Olite znowu coś ukuło w brzuchu i w tej samej chwili poczuł dotyk Tima na karku.
-Daj spokój.- wyszeptał i poklepał go.- Cieszą się chwilą.
-Jasne.- uśmiechnął się ponuro i wymienili się uściskami, w pokoju zapanowała nieziemska radość. Nagle do pokoju wparował Jared uśmiechnięty od ucha do ucha i zaczął krzyczeć.
-No kochani! Dzisiaj balujemy! Na koncert dla rodziny 5 zgrzewek wody, 2 pizze, i ogarnij szlauch od strażaków- pokierował Emmę i zwrócił się do reszty- A dla nas impreza! 7 szampanów, bar z najlepszymi trunkami i fontanna najlepszej czekolady!
- I lody!- zawołał Tim w tle
-I wódkę!- dodał Shannon
-I pierogi- Zawołał Tomo dalej przytulając Sonię i śmiejąc się razem z nią
-I ALLELUJA!- podsumował Jared i pobiegł się przebrać, Emma z Sonią zaczęła organizować imprezę, a reszta wróciła do swoich zajęć, każdy co chwila wymieniał się swoimi opiniami, radością, nawet Olita cieszył się na tę wieść. Mimo iż nie był oficjalnym członkiem, był z Marsami bardzo zżyty, a ta wiadomość była jak miód na serce.

            Po koncercie cała ekipa przeniosła się do wynajętego na dzisiejszą noc klubu w centrum Krakowa. Z zewnątrz wyglądał jak pierwszy lepszy bar, którego właściciel zaczął robić, ale po jakimś czasie mu się znudziło. Jednak wewnątrz był zupełnie inny. Pod ścianami stały skórzane kanapy, małe metalowe stoły, na ścianach wisiały podświetlane obrazy i neony, wszystko w kolorystyce bieli, granatu i czerwieni. Na środku był parkiet, za nim konsole dla DJa, na którą od razu rzucił się Shannon, a po prawo bar zaopatrzony w tak jak to Jared obiecał, najlepsze trunki z całego świata. Menadżer knajpy musiał się mocno wysilić, żeby zorganizować to wszystko w ciągu kilku godzin. Na dzień dobry wszystkich przywitały bardzo wyzywająco i skąpo ubrane kelnerki i kelnerzy. Z głośników poleciały pierwsze dźwięki „Thriller” Micheala Jacksona i salę oświetliły kolorowe światła, z dołu poleciała pierwsza porcja sztucznego dymu, każdy złapał kieliszek szampana i ruszył na parkiet. Wiadomo każdy zmęczony, TRZEŹWY więc impreza na razie dopiero się rozgrzewała, ale Sonia była pewna, że dzisiejsza noc będzie niezapomniana dla wszystkich. Sonia z Emmą odeszły na boczny tor, by podziwiać ich trud i ludzi z baru. Za to co dzisiaj zrobili powinni dostać Nobla.- pomyślała Sonia i uśmiechnęła się do siebie, za chwilę podszedł do nich młody brunet z urodą niczym Brad Pitt ubrany w obcisłe spodnie i krawat tylko podkreślał jego męskość. Podał dziewczynom kieliszki z szampanem i odszedł do innych, a dziewczyny w tym czasie podziwiały jego zgrabny tyłek oddalający się w tłumie.
-Specjalne podziękowania od Jareda za naszą pracę.- wyszeptała Emma- Sam wybierał.
-Ma gust.- zaśmiała się Sonia i spojrzała na Emmą- A może on jest gejem!?- i obie wybuchły śmiechem.
-Dobra Sonia, ja lecę.- uśmiechnęła się i przytuliła dziewczynę, odeszła na parkiet gdzie dorwała Tima pijącego właśnie swojego szampana, przytuliła go i dyskretnie pocałowała. Sonia uśmiechnęła się w duchu, cieszyła się, że wreszcie im się powodzi, ten związek choć potajemny dobrze zrobi i jej i jemu, może wreszcie odnajdzie swoją drugą połówkę po rozstaniu z Angie. Sonia ruszyła do baru i usiadła jak najdalej w kącie. Obserwowała po cichu całą imprezę, chciała wychwycić w tłumie jego twarz, gdy ten nagle usiadł obok niej.
-2 razy Malibu proszę.- usłyszała jego głos i odwróciła się w jego stronę.
-Skąd wiedziałeś?
-Znam cię. Wiem w jaki sposób topisz smutki. –uśmiechnął się gorzko.- Możesz mi coś wytłumaczyć?
-Oli… Proszę.- wyciągnęła w jego stronę dłoń, ale ten się wycofał. Barman podał im zamówione trunki, brunet na jednym łyku pochłonął całą szklankę.
-Skąd on to wiedział?
-Był u mnie tamtej nocy.- Sonia zauważyła jak jego mięśnie się napięły i szybko sprostowała- Miał wenę i potrzebował cymbałków do tego. Gdy ja ćwiczyłam rytm, który mi podał on rozglądał się po pokoju i zobaczył to w walizce. Naprawdę nic między nami nie było!
-Skąd mam wiedzieć, czy to prawda. Jednego dnia ze mną zrywasz, drugiego spędzasz z nim wieczór, podczas, którego on widzi twoją bieliznę, którą dostałaś ode mnie, ale to wszystko przypadek…- wyszeptał sarkastycznie.
-Słucham?!
-Cóż, nie spodziewałem się tego po tobie, wszystko wskazuje, że mnie zdradziłaś Sonia.- mówił dalej patrząc w dno szklanki, głos miał beznamiętny, a w oczach miał pustkę- Do tego jeszcze kłamiesz.- Dziewczyna nie wytrzymała i uderzyła go w policzek.
-Jak możesz tak mówić?- wyszeptała, jego duszę opanowała ponownie złość i smutek, ten ruch był błędem z jej strony, ale słysząc jej głos, pełen bólu nie wiedział co robić.
-Może powiesz mi, że nie mam racji?- podniosła rękę ponownie, ale on ją wyprzedził i chwycił nim co kol wiek zdążyła zrobić.-Spróbuj tylko to zrobić.
-Bo co? Uderzysz mnie? Tak jak Shannona? Złamiesz mi nos? A może rękę? Wiesz co już mi coś złamałeś! Moje serce!- krzyknęła wściekła, łzy zaczęły płynąć po jej policzku coraz szybciej, nie spodziewała się takiej rozmowy, była pewna, że jeśli mu wszystko wytłumaczy, zapomni o tym i wszystko będzie w porządku, ale nie jest…- A pomyśleć, że zostawiłam dla ciebie wszystko…- wyrwała się z uścisku i uciekła do łazienki po drugiej stronie parkietu. Przepychała się przez spocone ciała jej przyjaciół, każdy był pogrążony w tańcu, szczęśliwy z ich sukcesu, bolało ją to tym bardziej. Tyle miesięcy starały się o to z Emmą i wreszcie gdy im się to udało, gdy na nowo ruszają z nagrywaniem Into The Wild, on musiał to wszystko zrujnować. Przepychając się przez kolejne osoby wpadła na Tomo i nie zważając na niego pobiegła dalej. Zdezorientowany brunet przeprosił przyjaciół i ruszył jej śladem, co nie było łatwe. Po większym wysiłku przedarcia się przez tłum dotarł do drzwi łazienki. Powoli je uchylił, w środku było ciemno i cicho. Przez chwilę zawahał się, czy aby na pewno dobrze trafił? Chorwat obejrzał się dookoła, ale nigdy jej nie było. Już miał się wycofywać, gdy usłyszał szelest otwieranych chusteczek. Podszedł do kabiny i niepewnie otworzył uchylone minimalnie drzwi.

wtorek, 18 listopada 2014

R. IX "There will be blood"

O dziwo szybko mi poszło :) Nadal mi smutno, że zero komentarzy, ale cóż. Może jednak ktoś się zmotywuje i będzie czytał.
_____________________________

-Oż… Leto, ale masz kanciaste ciało…- wydukał Chorwat, który padł na Jareda i został przygnieciony jego bratem.

-Holy shit, Tomo proszę zejdź z moich klejnotów.- wysapał Jared i ze świstem wciągnął powietrze

-Już złażę.- odezwał się i z trudem w stał zaraz po Shannonie, który histerycznie się śmiał stojąc plecami do nich.

-A tobie co jełopie?- wysapał Jared nadal leżąc na podłodze, Shannon w odpowiedzi zaśpiewał fragment „Closer to The edge” tańcząc i dalej zaczął się śmiać. Tomo przewrócił oczami i wyciągnął rękę do Jareda

-Wstawaj.

-Nie mogę…

-Jak to?

-Komórka mi się wbiła w tyłek.- bąknął pod nosem i sięgnął pod siebie po czym wyjął złamane w pół BlackBerry

-Oh fuck… Kolejny.-westchnął Tomo i pomógł mu wstac.- Czwarty w ciągu miesiąca. Rekord

-Piąty.- dodał szeptem, a Chorwat spojrzał na niego krytycznie

-Holy guacamole.

-Ten to wasza wina! Dwa mamuty się rzuciły to się załamał maluszek biedny.- powiedział załamanym głosem teatralnie przytulił resztkę telefonu.

-Tłumacz się tłumacz.

-Ej chłopaki….- odezwał się Shannon, oboje spojrzeli w jego stronę, a on trzymał się za nos a po rękach ciekła mu krew.

-Kurwa.-sapnął Tomo i złapał się za głowę.

-Holy shit, Shann co ci?!- zawołał Jared i podszedł do brata wyciągając chusteczki z kieszeni

-Shanny dzwonić po lekarza?- odezwał się Tomo

-Nie zaraz mi przejdzie… Oby.

-Stary co jest?- spytał przerażony młodszy Leto. Podał mu kolejną chusteczkę a starą oddał Tomo.

-Nic- odpowiedział niepewnie. Tomo poszedł do pokoju

-Jak to kurwa nic! W co walnąłeś? W drzwi? Ziemię? Sam siebie?

-W nic nie walną.- skomentował Tomo, który właśnie wrócił.-Bawił się w bójki z Olitą godzinę temu i pierdolną mu nos, to debil nie chciał jechać do szpitala i ma za swoje.

-Co żeś zrobił?!- zawołał wkurzony i rzucił w niego resztką telefonu

-Guwno! To co słyszysz! Palnąłem coś i się wkurwił, ciśnienie mu skoczyła i był dym. Tyle.- burknął Shannon

-Gdzie on jest?

-W szpitalu.- wtrącił Tomo, który stał z oboku opierając się o ścianę obserwował ich rozmowę

-Czemu?- spytał przerażony, przed oczami już miał czarne myśli. Spojrzał na przyjaciela, ale ten tylko pokręcił głową

-Pieprzną się o krawężnik i mu się film urwał.- wyjaśnił i potarł dłonią o brew

-Żeś go sprał debilu.- warknął do brata i znowu odwrócił się do Chorwata- kiedy wychodzi?

-Nie wiadomo, mają dzwonic.

-Ja pierdole, Shanny, co ty zrobiłeś?! Czy ty kurwa w ogóle myślisz?!

-Nie.- odpowiedział za niego Tomo i zrobił niewinną minę

-Sorry Braciak, umiejętność trzeźwego myślenia odziedziczyłeś ty, ja dostałem instynkt drapieżnika.- bąknął i przyjął postawę zwierza na polowaniu, odwrócił się od brata i wszedł do pokoju

-Skądś się ten SHANNIMAL wziął.- westchnął Chorwat i się wyprostował- Idę za nim, poszukam ręczników papierowych.

-Stary tutaj się wał przeciwpowodziowy przyda.- odpowiedział mu Jared i przejechał dłońmi po irokezie. Dobra idę na dół, może znajdę apteczkę.

Jared odwrócił się na pięcie i nonszalanckim, ale eleganckim i dumnym krokiem poszedł do windy. Wcisnął guzik i drzwi się otworzyły. Winda zjechała na parter i Leto niczym Bóg ze swoim świetnym ciałem ruszył do recepcjonistki, która była zajęta emocjonującą rozmową przez telefon. Mężczyzna podszedł do stanowiska i oparł się o regał, włączył uśmiech nr. 6 (słodko i seksownie) i zrobił błagalną minę.

-Przepraszam Panią bardzo, za sekundę oddzwoni do Pani dyrektor hotelu.- odezwała się do słuchawki, i gestem poinformowała Jareda, aby sekunde zaczekał i odwróciła się do niego plecami. Włączyła drugą linię na telefonie i zaczęła litościwym głosem paplac po Polsku. Po krótkiej chwili odwróciła się do wokalisty i odłożyła słuchawkę. Na twarzy pojawiły jej się lekkie rumieńce i nieśmiały uśmiech.

-Good morning Mr. Leto.- powiedziała typowo profesjonalnym tonem i przyjęła równie profesjonalną postawę.- What’s happens?

-We have a little problem… -odezwał się Jared tym swoim boskim głosem, który działa na wszystkie dziewczyny niczym afrodyzjak, a iskierki w tych błękitnych oczach doprowadzały je do szału.- Czy jest tutaj apteczka?

Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę i szybko z gracją odwróciła się i ruszyła do szafy stojącej pod ścianą. Zakołysał śmiało biodrami, była wysoka i szczupła, blondynka z boskim tyłkiem i małymi piersiami,, a jej usta? Leto oblizał wargę i zaczął fantazjować o jej pięknym ciele, była jego ideałem. Jared wiedział co teraz robic.

-O której pani kończy pracę? –dziewczyna lekko się wzdrygnęła i otworzyła górną szufladę. Jej żakiet lekko się uniósł, ale to wystarczyło by odsłonić jej tatuaż na ręce. Leto szerzej otworzył oczy i przeklną się w duchu. Taka ładna panna, a nie do zaliczenia. Na przedramieniu miała bowiem wytatuowane glify jego zespołu, a razem z bratem już na początku ich kariery sporządzili regulamin, w którym wykluczone jest zaliczanie fanek, choćby nie wiadomo jak piękne były. Musiał teraz jakoś wyjaśnić akcję, a miał tylko jedno wyjście.- Może spotkamy się na koncercie?

-A skąd pan wie, że chcę na niego iśc?

-Ktoś kto nie chce, nie robiłby sobie takiego tatuażu.- kobieta zesztywniała i szybko poprawiła żakiet, wyjęła apteczkę i wróciła do wokalisty.

-No tak nie przemyślałam tego. Tak wyszło, że nie posiadam biletu.

-A może jednak chciałabys isc? O ile ma pani wtedy wolne.

-Czy pan mi coś sugeruje?

-Oj mała, po pierwsze żaden pan, do swojego wujka chyba nie mówisz na Pan? –uśmiechnął się i puścił jej oko.- Mam dla ciebie prezent.- szepnął i sięgnął do kieszeni spodni, wyciągnął dwa bilety na płytę, na pierwszy dzień Coke Live Festival. Zawsze nosił kilka w pogotowiu. Podał je kobiecie.- Dla rodziny wszystko.

Wziął apteczkę i wrocił do windy. Zostawi dziewczynę samą ze swoim zachwytem, po chwili usłyszał jej pisk i uśmiechnął się w duchu. Uwielbiał te chwilę, kochał uszczęśliwiac fanów, w końcu taki bilet, spotkanie to dla niego nic, a dla nich tak wiele, dla tych bez których oni by nie istnieli. Winda otworzyła się bardzo szybko i Leto wrócił na swoje piętro.

-Mamy, Dady! I’m Home!- zawołał Jared, a Tomo rzucił się na niego z zakrwawionym papierem

-Debilu, Sonia śpi!- zatkał mu nią twarz, a on zaczął się gorączkowo rzucać z obrzydzenia.

-Zabieraj to świństwo ode mnie!- zawołał ciszej i rzucił mu mokry ręcznik w twarz.-Masz kurwa tę apteczkę!

-Nie wiem czy to jednak coś da.

-Dawaj i nie gadaj.- zawołał Shann z łazienki

-Trzymaj.- burknął i rzucił mu pudełko. – Żyjesz?

-Czy żyje? Żyje, ale zaraz zrobi się tutaj potop.- odpowiedział za niego Tomo i pomógł mu ze zrobieniem opatrunku na nos. Zmoczył dwa ręczniki, jeden na łożył na nosie, drugi z tyłu głowy, owinął bandażem i wyciągnął telefon. Spojrzał  na Jareda wyczekująco.

-Co?

-No podaj mi numer.

-Dokąd?

-Kurwa do Terrego wiesz… -Chorwat przewrócił oczami i rzucił mu apteczke- na pogotowie.

-Po co?- drążył dalej temat, nie miał ochoty oddawac brata do szpitala, miał bardzo złe skojarzenia ze sterylnymi pomieszczeniami

-Człowieku ja tego nie ogarne sam. Całą srajtaśme na niego straciłem.

-No dobra.- warknął i podyktował mu numer na pogotowie.

-Hello. Chciałem bardzo prosić o karetkę do Hotelu Stary w Krakowie. Na ostatnim piętrze mamy mężczyznę ze złamanym nosem i właśnie ma krwotok, nie możemy go zatamowac. Tak Shannon Leto… Naprawdę? O to będą na jednym bloku. Dziękuje.- rozłączył się i spojrzał na Shannona z wredną miną.- Zaraz tutaj będą.

-Skąd wiedzieli, że to ja?

-Raczej nie ma tutaj wielu amerykanów ze złamanym nosem. W dodatku twój przyjaciel czeka na ciebie, 20 minut temu dopiero dojechał do szpitala.

-Masakra.- bąknął i wymienił ręcznik.

Chłopaki usiedli obok niego i wymienili się spojrzeniami. W oczach Chorwata było widac bezsilność, a w młodego Leto-strach. Dobrze wiedzieli, że wysyłanie go do szpitala to zły wybór, ale sami sobie z tym nie poradzą. Karetka była 15 minut później, przyjaciele pomogli Shannimalowi wstac i odprowadzili go do recepcji. Lekarze stali już pod windą i od razu przejęli pacjenta. Tomo zrelacjonował przebieg akcji ratowniczej i przyczyny krwotoku, a Jared zapisał adres szpitala. Obiecali, że jeszcze dzisiaj go odwiedzą i pożegnali się z nim. Za chwilę wrócili na górę, gdzie czekała na nich wścieła Sonia.

-Czemu kurwa łazienka jest zakrwawiona?! –przyjaciele wymienili się spojrzeniami i wybuchli śmiechem. O wszystkim pomyśleli, ale nie o tym. –Co tutaj jest śmiesznego?!

-Oj…- sapał Tomo i złapał się za włosy wracając do powagi- Jak by ci to… Shann jest w szpitalu, a to była jego krew.

-CO?! I z czego tutaj się śmiac?!

-No wiesz… To taka ironia losu. – wtrącił Jared, przepchnął się obok niej i poszedł do pokoju

-A jemu co?

-Eh… Szkoda gadac.- westchnął i wziął dziewczynę pod ramię.

-Boże co myśmy zrobili…- dziewczyna westchnęła i pierwsza łza pociekła po jej kości policzkowej i upadła na ziemie.

środa, 12 listopada 2014

R. VIII "Help me"

Proszę kolejny, następny... no... SOON. Czekam na opinię :)
__________________________________________________


Po kilkudziesięciu metrach przeszli do wolnego tempa. Karetka już się zatrzymała i kilku lekarzy wyskoczyło z niej. Jeden poszedł do krawężnika z apteczką, a drugi na drugą stronę, ale tłum ludzi zasłaniał im widok. Powoli doszli do miejsca, przepchnęli się przez tłum ludzi. Pierwsze co zauważyli to  Shannona z zakrwawioną twarzą, a obok niego sanitariusz już oczyszczający rany. Shannon spojrzał w ich stronę i ze skruchą szybko spuścił wzrok w ziemię, zacisnął pięści i napiął szczękę i to raczej nie z bólu. Tomo poszedł w jego stronę, a Sonia stanęła jak wryta. Po lewo na chodniku siedział Olita, drugi lekarz pomógł mu wstać i zaprowadził do karetki, już miała iść za nimi gdy nad nią ponownie zjawił się Tomo i złapał ją za nadgarstek.
-Poczekaj.- wyszeptał i dziewczyna się zatrzymała, Braxton spojrzał w jej stronę, lecz wzrok miał na wpół zamglony, na wpół dziki. Wiedziała, że jeszcze jest wściekły, ale gdy spojrzał na nią od razu te kurwiki zniknęły i jego oczy znowu były spokojne, wręcz prosiły o litość, o wybaczenie. Ze skroni leciała mu krew, wargę również miał rozciętą, ale bardziej ją przerażała krew z ucha i niewyraźny wyraz twarzy. Szatynka odwróciła wzrok i spojrzała ponownie na Shannona, który właśnie miał zakładany opatrunek na nos. Obejrzała się dookoła i zobaczyła na krawężniku małą kałużę krwi. Jako, że z tej strony zabrano Olitę serce skoczyło jej do gardła. Dziewczyna pobiegła do Shannona, lekarz właśnie go zostawił i poszedł do karetki, więc ta wykorzystała sytuację i złapała go za kołnierzyk koszuli
-Co to kurwa ma być?!
-Sonia! Spokojnie, ej!- wołał zdezorientowany, jedną ręką złapał jej rękę, a drugą złapał się za nos. Tomo szybko objął ją w pasie, oderwał od starszego Leto i przytulił do siebie. Dziewczyna ostatkiem sił powstrzymywała łzy.
-Co to ma być Shannon?- odezwał się Tomo, który głaskał dziewczynę po plecach na uspokojenie.
-Co?
-Nie pytaj się głupio. Coście zrobili?
-My nic?
-Gadaj i mnie nie wkuriwaj.
-No… - mężczyzna błądził wzrokiem po okolicy i nerwowo stukał nogą o ziemię, dziewczyna już wyszła z objęć Tomo i oboje stanęli przed szatynem- Wracałem do hotelu, gdy spotkałem Olitę i jakoś się tak złożyło, że zaczęliśmy o tobie gadać. Tak mnie coś podpuściło… No i go… lekko wkurwiłem.
-Co?!- spytała wściekła i zacisnęła pięści, ciśnienie miała wysokie do granic możliwości, czuła jak serce bije jej jak szalone i zaraz wyskoczy z piersi.- Jak to?
-No… Coś mi się tam wymsknęło… Coś o… twojej bieliźnie?
-Co kurwa?!- warknął Tomo oburzony, teraz i on był ewidentnie wściekły.
-No… Coś mnie podpuściło i… Mu zacząłem dogryzać i… się chłopaczyna zdenerwował, poszarpaliśmy się, dostałem w nos no to mu oddałem, ale… biedak zatoczył się do tyłu, pierdolną w krawężnik i… na chwilkę stracił przytomność…
-Co?!- krzyknęła wściekła szatynka i załamana rzuciła się w objęcia Tomo. Jego ramiona objęły ją w tali, była tak blisko niego, że mogła wdychać przyjemny zapach jego koszuli. Czuła również jego oddech, już umiarkowany, spokojny. Jego pierś unosiła się i opadała tak przyjemnie, że Sonia mogłaby pozazdrościć jego dziewczynie każdej chwili spędzonej w jego objęciach, gdyby nie fakt, że JEJ chłopak siedzi parę metrów dalej w karetce i właśnie jest badany. Złość ogarnęła ją całkowicie, łzy cisnęły jej się do oczu, ale nie mogła ich uwolnić, po raz kolejny pokazałaby, że ważniejsze dla niej jest dobro Olity niż jej własne. Nie mogła sobie na to pozwolić, już za długo na to pozwalała, teraz Braxton musi sam sobie poradzić z jego słabościami. Dziewczyna usłyszała kroki zbliżające się w ich stronę, po chwili Tomo wyszeptał jej imię, Sonia odwróciła się, a nad nią stał lekarz i patrzył na nią wyczekująco.
-Pani chłopak...- zaczął jakąś się mężczyzna, ewidentnie nie znał najlepiej Angielskiego i bije się w myślach co dalej powiedzieć. - Musimy zabrać go do szpitala.
-Słucham?!- krzyczy wściekła, ale w jej głosie przewagę jednak wzięło przerażenie, wstała w jednej sekundzie i już miała się rzucić do Olity, ale rozsądek przypomniał jej o ich rozstaniu. Postanowiła więc stać w miejscu i upewnić się o co chodzi.- Co mu takiego strasznego jest?
-Nie wiemy, ale po takim uderzeniu musimy sprawdzić czy nie ma obrażeń wewnętrznych.- odzywa się drugi lekarz, który o wiele lepiej radzi sobie z obcym językiem. Może po prostu się lepiej uczył, a może wiąże się to z wiekiem i doświadczeniem z nim związanym. Co by to nie było, władał biegle językiem i nie miał najmniejszego problemu z przekazaniem im informacji.
-Rozumiem, gdzie będzie przewieziony?
-Do szpitala... Jeśli pani chce może...
-Nie, nie. My go później odbierzemy. Kiedy będzie już po wszystkim?
-Nie wiemy, skontaktujemy się z panią.
-Dobrze, dziękuje. A z nim- wskazuję na Shannona- wszystko w porządku?
-Na tyle dobrze, że nie musimy robić kolejnych badań, a i pacjent nie wyraził zgody na badania. - dziewczyna spojrzała z wyrzutem na mężczyznę, a ten tylko spuścił wzrok.
-Okej, to prosimy o telefon kiedy będzie można go już odebrać.
-Dobrze dziękuje. - lekarze wrócili do karetki razem Braxtonem, a Sonia została z przyjaciółmi.
- A tobie co jest?- zwróciła się do starszego Leto, który siedział z wzrokiem nadal wbitym w podłogę.
-Praktycznie nic, tylko tyle, że dwa rozcięcia i nos złamany. -wymamrotał i powoli wstał. - Idziemy do hotelu?
-Taaa...- odezwał się Milicevic i również wstał, oboje ruszyli w stronę budynku, a Sonia za nimi. Drogę przebyli w ciszy, nie chcieli rozdrapywać ran. Sonia nie pytała czemu to powiedział, Tomo nie pytał skąd Leto wie o jej bieliźnie, a Shannon... On nigdy nic nie mówił. Na miejscu Tomo poszedł do siebie, Shannon do siebie, a Sonia została w recepcji. Usiadła na fotelu i spojrzał na telefon. Mimo iż udawała obojętność, w myślach bała się o Braxtona i modliła, by jak najszybciej badania się skończyły i były w porządku. Nie ma wiadomości, połączenia, nic. Zrezygnowana ruszyła do windy, ale nie wybrała swojego piętra. Pojechała na wyższe i ruszyła do pokoju Tomo. Niepewnie zapukała do drzwi, a one otworzyły się  o wiele pewniej. W framudze stał Milicevic w samych jeansach. Włosy miał związane w kok, a przy uchu trzymał telefon, w jego oczach było widać zdenerwowanie, ale na widok dziewczyny złagodniały. Wymamrotał coś po Chorwacku i się rozłączył. Odsunął się od drzwi i zaprosił ją do środka, jego pokój był większy nieco od jej, ale wyglądał tak samo, z wyjątkiem salonu, w którym był dwa razy większy telewizor niż jej.
-Coś się stało?- zapytał podchodząc do niej od tyłu i mierzwiąc jej włosy.
-Nic... Po prostu chciałam iść do przyjaciela.- wyszeptała i odwróciła się do niego i przytuliła. Chłopak objął ją mocno w pasie i przyciągnął do siebie. -Tooomo....
-Co się dzieje?
-To jest takie pojebane.... Czy on musi zawsze wszystko komplikować...
-Oj Sonik, Sonik... To już chyba płynie w jego krwi. Musisz wytrzymać… Albo spierdolic do innego.
-Ha ha ha… Not funny. Ja już nie wytrzymam Tomo… Czemu on mi to robi?!
-Sonia. Tutaj to nie jest jego wina. Shanny zawinił, wyjechał  z takim tekstem za co sam bym mu zajebał. Miał prawo na taką reakcję.
-Słucham?!
-Sonia. Musisz zrozumieć, taki tekst z jego strony mógł świadczyć wiele, Oli jest teraz nad pobudzony więc tym bardziej zachował się… Mogę wręcz powiedzieć normalnie. To tak jakbyś ty od Emmy usłyszała, że Oli stosuje świetne kondomy. Co sobie pomyślisz? No właśnie. Taka już nasza natura. Tylko on może znać twoją bieliznę, jasne?
-Ale on ją widział w walizce!
-To nie ma znaczenia, on o tym nie wiedział, Leto sobie nagrabił i tyle, bęzde miał u Oliego przesrane jeszcze długo.
-Jesteście głupi– wyszeptała, w tej samej chwili do pokoju wszedł Shannon
-O siema sta…- zaczął, ale widząc szatynkę w objęciach przyjaciela zaczął się wycofywać- Ups, myślałem, że będziesz sam.
Dziewczyna wyrwała się z objęć Tomo i spojrzała na starszego Leto, szybko ruszyła w jego stronę i zaczęła walic w niego pięściami, mamrocząc coś o tym, że go nienawidzi, ale łzy przeszkadzały jej w wyraźnym mówieniu.
-Ty debilu?! Coś ty zrobił?!- Tomo starał się ją odciągnąc, ale nie zdołał, Shannon wpierw zdezorientowany po chwili, złapał ją za nadgarstki, przytrzymał i przyciągnął do siebie, wpierw się szarpała, ale Shanny nie odpuszczał.
-Przepraszam- wyszeptał i ucałował ją w czoło, dziewczyna jeszcze chwilę się miotała po czym zrezygnowana opadła w jego ramiona, a jej łzy zmoczyły jego koszulę.
-Nienawidzę was.- wyszeptała i to były ostatnie słowa. Po chwili jej oddech się unormował, Shanny ukradkiem na nią spojrzał, lecz ta już spała. Bezsilnośc, smutek i strach sprawił, że odpłynęła w głęboki sen. Leto delikatnie wziął ją na ręcę i na migi kazał Tomo otworzyc drzwi. Zaprowadzili ją do sypialni i położyli na łóżku, Tomo przykrył ją kocem, a Shannon zasłonił rolety. Wyszli z pokoju, a przy samym wyjściu Tomo zatrzymał się i spojrzał wymownie na przyjaciela.
-Jesteś debilem. –warknął
-Słucham?
-Co ci odbiło?!
-Mi? –zastanowił się przez chwilę- Nie wiem… Tak jakoś… mi się palnęło.
-Palnęło kurwa. Wiesz co ona przechodzi?!- wskazał na sypialnię i podszedł do niego bliżej szturchnął go palcem w klatkę piersiową.- Sonia jest i tak zdołowana, a wy jej jeszcze takie numery robicie?!
-Wiem… spierdoliłem sprawę..
-Spierdoliłeś sprawę?! Tylko tyle?!
-Tyle? A co ma jeszcze być?!
-Żebym to ja był na jego miejscu już byś leżał w szpitalu…
-Tak? No chyba nie… Cykał byś się…- zrobił brawurową minę i szturchnął go w ramię
-Tak?- uśmiechnął się i szturchnął przyjaciela- Zobaczymy.
-Oż ty! –zawołał i zaczęli się szturchać i szarpać, co i raz jeden dźgał drugiego w żebra i łapali się za głowy aż wypadli na zewnątrz na Jareda.
-Holy…- zawołał gdy razem z przyjaciółmi leciał na ziemię.- Co jest kurwa?!